Opisywanie wyjazdu do Rzymu skończone. Postaram się po kolei opisać poprzednie wypady. Zanim jednak zbiorę się za odświeżanie pamięci z wypadu do Brukseli coś czym obecnie żyję:
Urlop wypisany, więc śmiało mogę napisać...byle do piątku:)
wtorek, 31 maja 2011
poniedziałek, 23 maja 2011
Pożegnanie z Colosseum i powrót do kraju
![]() |
Forum Romanum o zmroku |
Pod koniec pobytu coś mi się wydaje, że Kasia miała nas już chyba serdecznie dość... Kategorycznie odmówiła bowiem pójścia z nami na romantyczny spacer po zmroku. Cóż wzięliśmy z Miśkiem flachę wina i poszliśmy pożegnać nasz ulubiony zabytek- Colosseum. Tu powstała etiuda filmowa jak to Macho otwiera butelkę wina:). Po raz ostatni opędzamy się od ulicznego sprzedawcy. Po raz ostatni rzucamy okiem na Forum Romanum. Miasto wciąż żyje choć jest już grubo po północy.
![]() |
nocą to miasto jest magiczne |
![]() |
I pomyśleć że w kapciach mogliśmy tu przychodzić... |
Dla nas ta noc będzie długa, bo bezsenna. Mamy o 3:30 ruszać na dworzec, dlatego nie opłaca się kłaść spać. Robimy sobie więc ostatni seans zdjęć, ostatnie sprzątanie. Pucowanie garnków z osadu kamienia. Tu mamy okazję zaprezentować kreatywność w doborze środków by wyczyścić Valentinovi garnek. Z przyjemnością i sentymentem będę wracać do przytulnego mieszkanka, które przez tydzień zaczęłam traktować jak drugi dom.
Walcząc z sennością i ciężką walizką docieramy do Termini by pod Terracafe zacząć najmniej przyjemną część podróży-powrót. Z zarezerwowanym biletem w łapce staję w szranki o miejsce w kolejce. Udaje nam się załapać na pierwszy kurs. Dzięki temu jesteśmy sporo wcześniej na lotnisku-przez co jest czas na ważenie bagażu, zwiedzanie terminali i podziwianie mody lotniskowej. Podróż do domu upływa zadziwiająco szybko. Chyba z powodu nadrabiania w samolocie braku snu.
![]() |
Macho otwiera wino |
Statystyka:
8 dni
ok 1700 zł
3 osoby i 1 maskotka
4 miesiące przygotowań
20 GB zdjęć i filmów
26 kościołów (do 20 weszliśmy do środka)
5 antycznych obelisków
4 obeliski z czasów rzymskich
4 łuki triumfalne
7 wzgórz
21 fontann
0 zagubionych portfeli, walizek
1 złamany obcas
hektolitry wina
niezliczona ilość kilometrów na nogach
moc wrażeń
Pożegnanie z Rzymem
![]() |
Obelisk Quirinale na Kwirynale |
![]() |
Kwirynał |
![]() |
Jak się bujać to nie na byle czym- Hipolit jeździ Yamahą YZF-R1 |
![]() |
Sklep Ferrari- ten mini bolid kosztował bagatela 4 000€ |
![]() |
Sant Ignazio de Loyola |
![]() |
Iluzjonistyczne malowidła na suficie |
![]() |
Panteon |
![]() |
I jeszcze raz Panteon |
![]() |
Piazza della Rotonda, Panteon i obelisk Macuteo |
![]() |
Piazza del Popolo: kościoły Santa Maria dei Montesanto po lewej i Santa Maria dei Miracoli po prawej |
Piazza del Popolo widok na wzgórze Pincio |
Po drodze mamy okazję kolejny raz zaobserwować prędkość z jaką potrafią uliczni sprzedawcy "markowych" towarów uprzątnąć swoje kramiki. Zadziwiające. Mimo mocno okupowanej fontanny znajdujemy odrobinę miejsca na odpoczynek. Mamy piękny widok na statuę wolności. Taką mobilną. Nie wiem co to za eklektyzm, ja rozumiem gladiatorzy, rzymianki, nawet mumia egipska, ale statua wolności w Rzymie?
![]() |
Obelisk Flaminio |
![]() |
Obelisk Flaminio na Piazza del Popolo |
Przed wejściem do kościoła natykamy się na wycieczkę około 60 dzieciaków. Nie sposób było ich nam policzyć, więc zrobiliśmy zdjęcie.
![]() |
Santa Maria del Popolo |
![]() |
Zgadnij ile dzieci było na wycieczce? |
![]() |
Santa Maria del Popolo |
Na koniec postanowiliśmy wciągnąć Kasię na ostatnie z rzymskich wzgórz, wzgórze Pincio. Rozpościera się stąd piękna panorama miasta. Jesteśmy w porze niesprzyjającej fotografowaniu, do tego zmęczenie i melancholia związana ze zbliżającym się nieuchronnie końcem podróży szybko nas przeganiają z punktu widokowego. Darowaliśmy sobie również Ogrody Borghese, wielkie krzesło pozostało więc na następny raz:).
![]() |
Na wzgórzu Pincio |
![]() |
Santa Maria del Popolo, w tle kopuła Bazyliki św. Piotra |
![]() |
Panorama ze wzgórza Pincio by Misiek |
![]() |
Roślinki na wzgórzu Pincio |
![]() |
Pełne zadumy spojrzenie ze wzgórza na panoramę Rzymu |
![]() |
A ja moje niskie obcasy na bruku połamałam... |
![]() |
W drodze na Schody Hiszpańskie |
![]() |
I jeszcze obelisk Sallustiano sprzed S. Maria Trinita dei Monti |
Długa droga przed nami. Kierujemy się przez Kwirynał w stronę Santa Maria Maggiore. Zupełnie przypadkiem trafiamy na skrzyżowanie ulic San Quattro Fontane i Via Settembre, gdzie na każdym rogu umieszczono fontannę ( przedstawiają cztery rzeki czterech stronświata). Kościół San Carlo alle Quattro Fontane oglądamy tylko z zewnątrz. To kolejne dziś barokowe dzieło, Tym razem Borrominiego. Architekt zdając sobie sprawę że w ciasnej uliczce nie będzie miał jak pomieścić fasady kościółka zaprojektował ją w firmie falistej. Ot taki żarcik. Wnętrze zaś podobno jet tak malutkie że pomieściłoby zaledwie filar z Bazyliki św. Piotra.
Cóż znaną nam już uliczką od Santa Maria Maggiore schodzimy powoi z Kwirynału do naszej dzielnicy i do domu, trzeba jeszcze spakować walizę.
Autor:
zielonysmok
o
19:44
0
komentarze


Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Etykiety:
Fontanna Di Trevi,
Panteon,
San Carlo alle Quattro fontane,
Santa Maria dei Miracoli,
Santa Maria del Popolo,
Santa Maria in Montesanto,
wzgórze Pincio
sobota, 14 maja 2011
Schody Hiszpańskie, Park Akweduktów i kolacja na Zatybrzu
![]() |
Via Condotti i Schody Hiszpańskie |
Dziś jednak nie Fontanna jest naszym celem, a Schody Hiszpańskie. Zanim jednak tam docieramy oglądamy Galerię Alberto Sordi i Piazza Colonna z bogato zdobioną Kolumną Marka Aureliusza. Reliefy ukazują zwycięstwa Marka Aureliusza. Jest zdobiona podobnie do kolumny Trajana, ale tutaj reliefy są głębsze, sprawiają wrażenie światłocienia.

![]() |
Fontanna della Barcaccia i Schody Hiszpańskie |
![]() |
Misiek a w tle kościół Św. Trójcy |
![]() |
Kasia |
![]() |
Panorama spod kościoła Trinita dei Monti |
![]() |
I Hipolit załapał się na zdjęcie |
![]() |
Widok ze szczytu Schodów pod zachodzące słońce |
W miarę jednak wchodzenia w górę po Schodach Hiszpańskich ludzi ubywa. Na szczęście. Z góry wygląda to wszystko co najmniej jak papieska pielgrzymka lub duży koncert. Tyle ludzi. Na samej górze darowaliśmy obie zwiedzanie kościoła Trinita dei Monti-św. Trójcy(czyżby przesyt?) i po sesji panoram miasta zeszliśmy do metra. Okazało się to jedną wielką pomyłką, bo... zabłądziliśmy. Znaki wyprowadziły nas do Ogrodów Borghese. Całe szczęście nie trzeba było pokonywać kilometrowego odcinka piechotą, tylko wyręczyły nas ścieżki samobieżne. Nie ma to jak technika. Trochę urozmaicenia nam nie zaszkodziło, dotarliśmy w końcu do metra by wieczór spędzić w miejscu diametralnie innym. A mianowicie nie oglądaliśmy jeszcze jednego cudu rzymskiej architektury-akweduktów. Skorzystaliśmy z porad Rona i metrem dojechaliśmy do stacji Giulio Agricola. Dalej również podążyliśmy za precyzyjnymi poradami wirtualnego przewodnika po Rzymie. Bez większych problemów zlokalizowaliśmy Park Akweduktów. Przy okazji zobaczyliśmy jak żyją i spędzają sobotnie popołudnie mieszkańcy Rzymu. Widać nie wszyscy lubią się lansować na Schodach Hiszpańskich.
Przysiadamy w cieniu przęseł powstałego za czasów Caliguli w 38 r. Aqua Claudia. Aż się nie chce uwierzyć że mury te mają dwa tysiące lat. A mieszkańcy wyprowadzają tutaj pieski i uprawiają jogging jak gdyby nigdy nic. Czekamy z piwkiem na zachód słońca, by po raz drugi obejrzeć zachód jakiego nikt by się po wyjeździe do 3 miljonowego miasta nigdy nie spodziewał.
Zapadł wieczór, a my pamiętając że najbardziej kuszące były restauracje na Zatybrzu postanawiamy tam dojechać. Z przesiadką na Termini wysiadamy na stacji metra Circo Massimo. Stamtąd już w ciemno zmierzamy na Trastevere. Skutkiem wypicia piwa o mały włos a nie skorzystałybyśmy z Kasią z krzaczków na Circus Maximus...
Na Zatybrzu na szczęście miły Pan naganiacz z restauracji zaopiekował się nami i pokierował do wnętrza gwarnej knajpki. Tu w sąsiedztwie miłych Niemców i rozgadanych Włoszek zjedliśmy po pizzy. Co prawda zamówiliśmy nieco w ciemno (mnie trafił się bakłażan, licho wie jak to jest po włosku, Miśkowi zaś nie wiadomo co:). W każdym razie pizza była pyszna, wielka i nie zrujnowała kieszeni. A winko... No i kawusia na deser. Gdyby nie to ze mieliśmy świetną kuchnię w mieszkaniu pewnie codziennie przychodzilibyśmy tu na kolacje:)
Subskrybuj:
Posty (Atom)