Tytułem wstępu

Niniejszym wyciągam "trupa z szafy" jakim był ten blog. Utworzony jakiś czas temu, ale skoro już go mam to po co ma się marnować:)
Nie będę pisać w jakim celu pierwotnie blog powstał, ważne to co tu i teraz. A teraz trochę się dzieje. Są podróże, których nie chcę zapomnieć. Są zdjęcia które chcę pokazać.

środa, 6 kwietnia 2011

Wielki Maraton w Rzymie

Wypakowani, wypachnieni, głodni wrażeń- w drogę!
Tytuł posta może być dwuznaczny, ale tym razem nie mam na myśli maratonu w sensie naszego biegania od zabytku-do zabytku, choć i taki miał czasem miejsce. 20 marca 2011 roku w Rzymie odbywał się prawdziwy maraton. 4o kilometrów do pokonania, tysiące uczestników, i to po ulicach Wiecznego Miasta. Jestem pełna podziwu organizacji. Nie wspominając o podziwie dla maratończyków! Mimo że miasto było poprzecinane trasami dla biegaczy zorganizowano sprytne przejścia dla tubylców i turystów. Nad wszystkim czuwali mili organizatorzy i policjanci. Byliśmy w mieście już blisko zakończenia imprezy, więc wszędzie było gwarno ( chyba bardziej gwarno niż zwykle), radośnie, czuć było radość uczestników biegu. Pod Pomnikiem Wiktora Emanuela odbywała się impreza, którą oczywiście musieliśmy podpatrzeć z bliska. Wieczorem zaobserwowaliśmy akcję "śmieć"- sprzątanie ton butelek wody, barierek szło niezwykle sprawnie i szybko. Drugiego dnia po maratonie jedynym śladem byli dumni maratończycy noszący logo sponsorów i gdzieniegdzie medal uczestnika.

Niektórzy już po biegu
Niektórzy wciąż walczą
koncert pod "Wiktorem Emanuelem"
Na pozór chaotyczna, ale świetnie zorganizowana akcja przejścia przez ulicę
Polski akcent. Miło było usłyszeć znajome zagrzewanie do walki
Maratonem był zupełnie niewzruszony Gladiator...
... Hinduska piękność...
... Znudzeni turyści na obiedzie...
... Paparazzi...
... I włoska Mafia... .:)

Pierwsze wrażenia

Wreszcie, dolecieliśmy!
Bezpiecznie i tylko godzinne opóźnienie, widać pilot ładnie się postarał. DZIĘ-KU-JE-MY:)
Szybciutko teraz złapać jakąś sieć i poinformować Valentina że będziemy później. No właśnie - Valentino-Człowiek zagadka, nasz gospodarz i dobry duch. Znałam go tylko z kontaktu e-mailowego, nomen omen bardzo miłego. Zawsze szybko i konkretnie odpowiadał na najdziwniejsze moje pytania. Wszyscy troje zaintrygowani jego osobą obstawialiśmy jak też może wyglądać. Padały typy łysego niskiego 40-50 latka.
Okazał się przesympatycznym cholernie gadatliwym włochem, jakiego żadne z nas się chyba nie spodziewało.
Oczekiwał nas przed drzwiami apartamentu, pewnie nasza podróż krajoznawcza autobusem i metrem z lotniska mu się dłużyła. I tak nasza zgrana ekipa ze mną znającą okolicę z Google Earth na pamięć dotarła na miejsce bardzo szybko. A miejsce.... cudowne. Apartament w samiusieńkim centrum Rzymu, bardziej w centrum się po prostu nie dało. Zabytkowa okolica, nawet na naszą uliczkę prowadziły romantyczne schodki ( brawo Miśku za dźwiganie kwiecistej walizy po tych schodkach). W kamienicy zaskoczenie - z zewnątrz stare ruchliwe ulice Wiecznego Miasta, a w środku cisza, spokój, urokliwe patio i co najważniejsze nowoczesna winda ( doceniamy zwłaszcza po czwartym piętrze bez windy w Brukseli ).
Kolejne miłe wrażenie to Apartament, mimo, że widziałam wcześniej zdjęcia na portalu w internecie, nie wiedziałam czego do końca się spodziewać. Długo zbierałam szczęki z podłogi. Full of wypas. Mieliśmy wszystko czego strudzeni całodziennym dreptaniem po mieście turyści mogą potrzebować, z komputerem podłączonym do internetu i własną plazemką z tysiącem włoskich kanałów na czele. Na metraż nie mogę narzekać, we trójkę przez 8 dni się tam nie pozabijaliśmy:) Valentino pomyślał o każdym detalu włącznie z kubeczkami plastikowymi do picia wina w plenerze ( prawdziwi Macho piją wino z gwinta dlatego oprócz eleganckich kieliszków do kolacji nie zużyliśmy kubeczków). Mam nadzieje że wybaczy nam odkrycie schowka na cukierki... No może jedynie doskwierał nam brak czajnika i ostrego noża, ale co tam, my prawdziwi podróżnicy damy radę gotować twardą wodę w garnkach których późniejsze czyszczenie to już osobna historia...
Wielkie Dzięki Valentino za cudowną gościnę!
Prawdziwi Macho nie wstydzą się walizek w kwiaty
Przed drzwiami wejściowymi do kamienicy, z boku super wideo-domofon
Wylot "naszej" Via Degli Ibernesi





Mieszkanko