Tytułem wstępu

Niniejszym wyciągam "trupa z szafy" jakim był ten blog. Utworzony jakiś czas temu, ale skoro już go mam to po co ma się marnować:)
Nie będę pisać w jakim celu pierwotnie blog powstał, ważne to co tu i teraz. A teraz trochę się dzieje. Są podróże, których nie chcę zapomnieć. Są zdjęcia które chcę pokazać.

sobota, 18 czerwca 2011

"Kasia, coś Ci wypadło" i faceci w spódnicach-czyli leniuchowanie w Ostendzie

Dworzec w Ostendzie
Trzy gracje
Jeszcze tylko poprawa wizerunku...

i można ruszać
 Ponieważ Belgia przywitała nas piękną pogodą postanowiliśmy skorzystać z okazji i za radą Basi (podobnie jak setki mieszkańców Brukseli) pojechaliśmy nad morze. Do Ostendy. Dla mnie osobiście dzień ten był wyjątkowo trudny-nie dość że leczyłam obrażenia po nocnej przygodzie ze schodami. To jeszcze miałam niezłego kaca. Do dziś nie pamiętam jak dałam się namówić na wyjazd. Chyba tylko dlatego, że w planach było leniuchowanie na plaży. Na intensywne zwiedzanie bym się chyba nie pisała...
Port jachtowy
 

Mercator
Do miasta dojechaliśmy szybko, jak już wspomniałam pół Brukseli zdecydowało podobnie spędzić niedzielę i jak tylko pociąg dojechał do końcowej stacji wysypały się matki z dzieciorkami, wózkami i całym ekwipunkiem plażowym, młodzież i staruszki (tak tak u nich emerytki też na plażę jeżdżą). Na miejscu bez mapy dotarliśmy nad morze idąc tropem innych,a może na węch?W każdym razie bez większych problemów zlokalizowaliśmy plażę. Jeszcze o dworcach- w Belgii sporo podróżowaliśmy pociągiem i tutaj podobnie jak w Szwecji stacje wyglądały tak, że pociąg dojeżdża do końca torów i tam jest umieszczona stacja, odjeżdżając w dalszą drogę najpierw po prostu cofa. Rozwiązanie ciekawe i tutaj bardzo popularne. Na początek zwiedziliśmy sobie port jachtowy (z wielkim okrętem Mercatorem, w którym mieści się muzeum morskie-oczywiście stwierdziliśmy, że z zewnątrz statek wygląda pięknie i nie musimy zwiedzać go w strodku) i zlokalizowaliśmy najbliższy market Delhaize, który nomen omen okazał się jedynym, gdzie spragnieni popołudniu zakupiliśmy piwko.
Katedra św. Pawła i Piotra
 

Asia w swoim turbanie wyglądała zjawiskowo
 Zwiedziliśmy-hmm to trochę za dużo powiedziane-zaczynała się sjesta i ledwie rzuciliśmy okiem na neogotycki kościół św. Piotra i Pawła. W kościele zobaczyliśmy niezwykłego osobnika-facet, wysoki, na pierwszy rzut oka wysportowany, łysy, glany,czarna koszulka, można by powiedzieć typowy skin. Można by, gdyby nie to, że nosił spódnicę! W moro, a jakże-pasowała do koszulki i glanów:) Nie będę się już dziwić gustom Belgów.
Proszę zwrócić uwagę na pana z torbą
 Wśród żarłocznych mew wzdłuż promenady dotarliśmy do mola. Tu widać że miasto się rozwija, trwają prace budowlane. Z doków dochodzą dziwne intrygujące dźwięki, które kojarzyć się mogły nawet z wyścigami formuły jeden.
Cóż do dziś nie wiem co to było.
Na molo robimy sobie sesyjkę foto. Dzięki Asiu za poświęcenie!
Morze, szerokie piaszczyste plaże i pobliskie apartamentowce kojarzą mi się z Copacabaną. Cóż takie miałam wrażenie jak spoglądałam na tarasowo schodzące do morza budynki. 
chyba suszone nietoperze
 
 

 
 

 Morze Północne zaoferowało nam piekielnie zimną wodę. Co prawda Misiek wziął kąpielówki i oznajmił że kto jak kto ale on się nie wykąpie? Ja zanurzyłam tylko stopy i zwiałam na kocyk. Nie ma to tamto, jest czerwiec i woda jeszcze się nie zagrzała. Chłodna morska bryza pozwoliła nam jakoś przeżyć gorące promienie słońca-ale była na tyle zdradziecka, że niektórzy z nas przez następne dni dotkliwie odczuwali skutki opalania.
Zbieranie muszelek
A co tam, ja się kąpię!
No i się wykąpał!
Jak widać ja też zamoczyłam nogi
Leżąc na plaży zdarzyła nam się bodajże najśmieszniejsza sytuacja wycieczki. A mianowicie opalamy się leżąc na brzuchach okulary słoneczne, książeczki, pełen lansik. W pewnym momencie Kasia podnosi głowę znad książki, Łukasz oznajmił: "Kasia coś Ci wypadło", ja w śmiech, Kasia nie zauważyła że spogląda na nas przez okulary słoneczne z jednym szkłem. Zdezorientowana pyta: "co??? biust??" Nie muszę dodać że z Miśkiem prawie turlaliśmy się ze śmiechu. Jak można nie zauważyć że ma się jedną szybkę w okularach? Może to wpływ środków które towarzystwo nieopodal paliło?
Ubaw był w każdym razie po pachy.
Kasia, coś Ci wypadło...
Miasto popołudniu tętniło życiem, plażowicze i mieszkańcy apartamentowców wylegli pokazać się na promenadzie. My uraczyliśmy się wyjątkowo nie piwem, a kruszonym (cholernie słodkim) lodem.
Droga powrotna nie była usłana różami. Pociąg był przepełniony, niesamowicie gwarny, zwłaszcza pewna dziwaczna rodzinka obok nas i hałaśliwe Hiszpanki za nami. Kasi na ramieniu przysiadł hipopotam jakiś... No żyć nie umierać. Belgowie jednak zachwyceni dniem nad morzem nie przejmowali się wcale trudami podróży. My w zasadzie też nie-mnie kac minął i zaczęłam tylko odczuwać niewyspanie...
tak się w Belgii wyprowadza psy
wielki, tłusty hiszpański tyłek, fe
Matka Teresa?