Tytułem wstępu

Niniejszym wyciągam "trupa z szafy" jakim był ten blog. Utworzony jakiś czas temu, ale skoro już go mam to po co ma się marnować:)
Nie będę pisać w jakim celu pierwotnie blog powstał, ważne to co tu i teraz. A teraz trochę się dzieje. Są podróże, których nie chcę zapomnieć. Są zdjęcia które chcę pokazać.

poniedziałek, 3 października 2011

Dzień rzeźb-od średniowiecznej sztuki sakralnej, przez figury Orloja, po surrealizm na ulicach Pragi

Widoki z Wieży Prochowej na Stare Miasto
 Praga jest różnorodna. Chyba każde duże miasto ma dzielnice o różnym klimacie. Tutaj różnorodność mieliśmy okazję poznać pod kątem atrakcji jakie dla nas przygotowała. Ostatni dzień zwiedzania był bardzo intensywny. Zresztą jak każdy, ale gdy oglądam zdjęcia to ten wydaje mi się wyjątkowo bogaty w atrakcje. I jak Misiek miał dzień wcześniej kryzys-odmówił dalszego plątania się po uliczkach, podczas gdy ja byłam wciąż nienasycona, tak tego dnia ja padłam. Ale o tym później. 
Zwiedzanie zaczęliśmy od kolejnej wieży. Tym razem padło na Wieżę Prochową na starym mieście. W końcu z zachodniej strony jeszcze starówki nie obfotografowaliśmy... I to wszystko przez tę Prague Card... oj gdybym to ja wiedziała ile wspinaczki nas czeka...
Cóż widoki z góry były naprawdę ciekawe. Tym razem najlepiej było widać Obecni Dum, wielkie centra handlowe Kotva i Palladium oraz nieśmiertelny Rynek i Hradczany w tle. Nie pamiętam już czy do następnego miejsca które nas interesowało dotarliśmy metrem czy pieszo. W każdym razie nie omieszkaliśmy ominąć najstarszej gotyckiej świątyni w Pradze- XII wiecznego klasztoru św. Agnieszki. A to ze względu na mieszczące się w klasztornych murach niezwykłe muzeum. Miejsce to jest chyba omijane przez większość wycieczek, gdyż tłumów nie było. Powiedziałaby nawet że panowała tam błoga cisza, jakże pasująca do niezwykłego miejsca. Z wyposażenia klasztornych wnętrz niewiele zostało. Za to kolekcja rzeźby i ikon była zachwycająca. Niestety mój kręgosłup powiedział dość. Miśka wyposażyłam w aparat i pokontemplowałam z bliska na wygodnej kanapie jeden z tryptyków. Lubię malarstwo, ale średniowieczna sztuka sakralna mnie wykończyła.
Klasztor św. Agnieszki
Puste sale klasztorne
 

wczesnośredniowieczna Madonna
Kto pamięta Madonnę wygiętą w kształt litery "S" z zajęć z Panią K.?
Po mozolnym zwiedzaniu Klasztornych skarbów poczłapaliśmy na Rynek. Czekała tam na nas nie lada atrakcja. Jak myślicie co? Wieża! Tym razem chwalić technikę- wieża w Ratuszu wyposażona była w windę. Oj jak dobrze. Pewnie bym się poddała na tej ostatniej praskiej wspinaczce. Odstałam swoje w kolejce i wjechałam na górę. Żeby nie było- Łukasz ambitnie wszedł piechotą:)

futurystyczny szyb windy na Wieżę Ratuszową

na szczycie

Z Wieży Ratusza ludzie na rynku wyglądają jak mrówki
A na dole czekała na nas niespodzianka-scena na wieczorny koncert i stragany
Katedra Matki Boskiej przed Tynem
stragany oferowały różne pyszności i oczywiście piwo
 Gdy zjechaliśmy z wieży ratuszowej zapisaliśmy się na zwiedzanie samego Ratusza. Tutaj też większość wycieczek nie dociera. Skupiaja się tylko na figurkach Orloja. My tez je nie raz widzieliśmy, ale tym razem mieliśmy okazję oglądać je...z drugiej strony. Ale od początku. Zapisaliśmy się na najbliższe wolne zwiedzanie- a że było do wyboru po holendersku lub niemiecku...sami rozumiecie. Taki wybór to nie wybór. Padło na niemiecki. Na szczęście przemiła pani przewodniczka miała sentyment do Polaków i z racji na krótki czas w którym musiała się wyrobić-częściowo opowiadała dla nas mieszaniną czesko-angielską. Śmiesznie było. I tak zwiedzanie Ratusza wspominam niezwykle miło. Obejrzeliśmy paradne sale i inne atrakcje typowe dla ratusza. Następnie Pani w okolicy pełnej godziny zaprowadziła nas pod figury Orloja. Nakazała bezwzględną ciszę. Myślę że było to niepotrzebne-widok był fascynujący, zapierał dech chyba bardziej niż z zewnątrz. Co uderzało najbardziej-to wielkość figur. Z zewnątrz wydają się malutkie, natomiast mają, tak mi się wydaje dobre ponad metr wysokości. Więcej o Orloju tutaj.
figury Orloja

Wnętrze Ratusza
 Jednak nie Orloj i jego figury były największą atrakcją zwiedzania Ratusza. Okazało się że głęboko pod ziemią kryją się wielkie podziemia. W porównaniu do zgiełku pełnego turystów rynku tutaj jest zadziwiająco cicho. Panuje tu też stała temperatura niezależnie od pory roku. Nie wiem już jak głęboko zeszliśmy ani jak daleko się rozciągają, ale są świetne i naprawdę godne polecenia.
Podziemia pod Ratuszem-zdaje się że załapał się nawet duch...


a na Rynku piknik

Kościół NMP przed Tynem- w tle piękne niebo-nie mogłam się powstrzymać:)


   
fotografowania kamieniczek nigdy dość
Surrealistyczna rzeźba Anny Chromy Il Commendatore


 Po zwiedzeniu Ratusza poszwędaliśmy się jeszcze po Starówce, nabrzeży Wełtawy, pożegnaliśmy się z Mostem Karola. Dotarliśmy na Hradczany


Na Hradczanach odkryliśmy niezwykłe ogrody

Oaza spokoju w wielkim mieście
Na Hradczanach zastał nas pierwszy tego dnia deszcz, nie ma to jak burza na zamku
Hradczany po deszczu

Ostatni zachód słońca nad Hradczanami

A na zakończenie pobytu załapaliśmy się na spory koncert na Rynku Staromiejskim. Nie wiem co to za kapela, ale miło (choć w deszczu) się słuchało. Tak na pożegnanie z Pragą.