Tytułem wstępu

Niniejszym wyciągam "trupa z szafy" jakim był ten blog. Utworzony jakiś czas temu, ale skoro już go mam to po co ma się marnować:)
Nie będę pisać w jakim celu pierwotnie blog powstał, ważne to co tu i teraz. A teraz trochę się dzieje. Są podróże, których nie chcę zapomnieć. Są zdjęcia które chcę pokazać.

wtorek, 5 lipca 2011

Bruksela: Muzeum Historii Wojskowości


A siódmego dnia...
No właśnie, siódmego dnia pogoda wzięła się i zepsuła. Próbowała nam urlop zepsuć czy co?My się w każdym razie nie zamierzaliśmy poddać. Co to to nie. Wsiedliśmy w metro i dojechaliśmy do skąpanego w deszczu budynku Komisji Europejskiej. Jak na mnie nie zrobił wielkiego wrażenia, ot wielki gmach, kształtem podobny do Prezydium w Tychach. Może to kwestia pogody. W każdym razie zobaczyliśmy, nawet weszliśmy do holu. Dziewczyny miały okazję wcześniej pozwiedzać budynki dokładniej w środku, więc wystarczyły nam ich opowieści.
Deszcz cały czas siąpił, więc minęliśmy Rondo Schumanna i poszliśmy w  kierunku Parku Pięćdziesięciolecia. My pod parasolami,  a w strugach deszczu minął nas peleton biegaczy. Ja rozumiem endorfiny, sport, zdrowie, ale w deszczu? Serdecznie współczuję.
Naszym celem było Muzeum Historii Wojskowości. Mieści się w jednym ze skrzydeł dobudowanych do Łuku Triumfalnego. Jest przeogromne i co nas najmilej zaskoczyło całkowicie darmowe. Nawet darmowa szatnia i darmowe fotografowanie. Poezja po prostu. Ja rozumiem, że Łukaszowi się podobało, ale kto by pomyślał, że cztery baby również się tu nie nudziły. Ba, nawet byłyśmy bardzo zadowolone. Muzeum jest niesamowicie interaktywne. Zwiedzanie zaczyna się od epoki napoleońskiej. Staroświeckie nieco gabloty mogłyby nudzić co niektórych, ale możliwość zrobienia sobie zdjęcia z Małym Kapralem rekompensuje wszystko:)
Po kolei przenosimy się  w czasie poprzez pierwszą wojnę światową, do drugiej, od łodzi podwodnych, poprzez okopy, ogromny hangar z samolotami, aż do czołgów.   
Komisja Europejska w deszczu
Muzeum Historii Wojskowości
Z armaty w Napoleona?
Nie ma to jak zdjęcie z wodzem
Radio w stylu retro bramą w świat drugiej wojny światowej
Pamiątki z czasów hitlerowskich
Sklep z epoki-wszystkiego można dotknąć, zobaczyć z bliska
i dotknąć:)
Łódź desantowa-można sobie przejść i poczuć się jak w Dunkierce
okopy z I wojny Światowej
O ile się nie mylę-wnętrze sztabu w okopach
wszędzie ekspozycje interaktywne
kapitan na mostku łodzi podwodnej
I marynarz:)

Można było poczuć się jak u Juliusza Verna
ale nogi!
Winston Churchill
W hangarze lotniczym z sufitu zwisają przeróżne smoloty


 Sesja w myśliwcu:

I widok z wnętrza myśliwca
  Weszliśmy do jednego z samolotów. W środku w pełni wyposażona maszyna do skoków spadochronowych. Mieliśmy niezły ubaw kręcąc filmik z "lotu". Gdyby nie inni zwiedzający pewnie wyreżyserowalibyśmy i scenkę skoków.

przed skokiem
Wnętrze samolotu do skoków spadochronowych
w kabinie pilota
Hmm przekrój samolotu?
 W muzeum można by spędzić cały dzień. Nam zajęło to sporo czasu i wcale się nie nudziliśmy, a i tak nie zobaczyliśmy wszystkiego. Po południu pogoda niestety nie dała za wygraną. Przeszliśmy się do Autoworldu- jednej z największych kolekcji samochodów na świecie. Jednak rozpusta w darmowym Muzeum Wojny spowodowała, że cena tutaj nas lekko odstraszyła. Zresztą nam babkom na dziś maszyn już chyba wystarczy  (wybacz Misiek).
Przespacerowaliśmy się ulicami Brukseli Górnej do Parlamentu Europejskiego. Kasia obiecała pokazać nam jego zdjęcia w pełnym słońcu. Bo dziś pogoda nie zachęcała do wyciągania aparatów.
Posililiśmy się na dworcu Bruxelles-Luxemburg. Jak rasowi żule nie ma co:) Ale tu przynajmniej było sucho. Żeby nie było, poszliśmy się jednak odchamić na piwo do La Bruette. Uroczej knajpki zlokalizowanej na samym Grand Placu. Z okien pierwszego piętra stale kontrolowaliśmy słabnący deszczyk. Tu degustowaliśmy słynne Kwaki. Słynne nie tyle ze smaku, co ze sposobu serwowania- w szklankach w kształcie klepsydry na specjalnym stojaczku. W La Bruette powtał też pamiętny filmik z czarów w toalecie...

W La Bruette
Okna na Grand Plac
Hehe piwko zainspirowało nas twórczo
Na koniec jeszcze sklep z miodem

I coś obok czego Misiek nie mógł przejść obojętnie

Brak komentarzy: