Minęły już trzy lata od naszej wyprawy do Pragi.
Na początek sobie trochę ponarzekam. Ale tylko troszkę.
Nie wiem co nas wówczas natchnęło by jechać pod namiot i do tego pociągiem... Cóż młodzi byliśmy i żądni przygód. Co prawda dalej jesteśmy młodzi i namiotowi nie mówimy "nie", ale z perspektywy czasu chyba bym tego wyczynu nie powtórzyła. Dlaczego? Nie trafiliśmy w idealną pogodę pod namiot. Do zwiedzania miasta, na które byliśmy nastawieni była idealna. Natomiast spanie w namiocie, na twardej karimacie w temperaturze 8 stopni w nocy...Brr... nie to tygrysy lubią najbardziej. W zasadzie jeden tygrys, czyli ja. Miśkowi tam nie przeszkadzało. Ja ratowałam się herbatą z termosu z "wkładką". Wypicie ponad litra takiego rozgrzewacza skutkowało pełnym pęcherzem nad ranem i całe zdobyte ciepło brało w łeb-trzeba było biec do toalety. Zimno to jedno, padający co noc deszcz drugie. Cholerne pranie nie chciało schnąć w namiocie. Co prawda nie przeciekał, ale tworzyła się cały czas wilgoć niesprzyjająca skarpetkom. Gdy ryzyk-fizyk zostawiliśmy pranie w dzień na zewnątrz-akurat spadł deszcz. Cóż brak auta dał się tu mocno we znaki. Do tego kemping, któremu nic nie można by zarzucić, gdyby nie pani właścicielka z mocnym bzikiem na punkcie własnego czajnika... Co noc go chowała przed gośćmi, rano wstawała późno i dla nas chcących bladym świtem o godzinie ósmej zrobić kawę-pozostawała pobudka gospodyni, szukanie czajnika lub obejście się smakiem. Czajnikowe podchody, zamykanie kempingu o 22 (kemping-to za dużo powiedziane-kawałek ogrodu u prywatnych właścicieli)-jak zapomnieliśmy klucza idąc na wieczorny spacer-pozostała wizja pokonywania płotu... Ktoś mówił o czeskim filmie?Już wiem co to takiego. Na własnej i Miśka skórze.
Czy ja wyglądam na turystę?? |
W zasadzie do narzekań dodałabym jeszcze trudności komunikacyjne. Otóż do Pragi dotarliśmy w niezwykle komfortowych warunkach. Ciapąg drugiej klasy-ale wagon ze trzy razy oglądaliśmy czy aby na pewno. Nawet niespecjalnie się dłużyło. Kłopoty pojawiły się dopiero w Pradze. My jak zwykle przygotowani perfekcyjnie na dotarcie na kemping tramwajami poczuliśmy dotkliwe rozczarowanie, gdy okazało się, że nasza upatrzona linia ma remont. Pozostałe mają pozmieniane trasy-z powodu trwającej tego dnia Nocy Muzeów. Zostaliśmy z wielkimi pleckami w czarnej dupie. Męska duma Miśka nie pozwalała dopytać się o drogę. Na azymut wyszło z kilka kilometrów od centrum. Uratował nas wieloprzesiadkowy bilet i z kilkoma zmianami linii i przystanków dotarliśmy jakoś na miejsce. W praniu wyszło, że transport do centrum okazał się banalnie prosty-zawsze mówiłam że metro to najłatwiejszy środek transportu. Lubię ten moment, gdy w obcym dużym mieście poruszam się komunikacją jak u siebie. To taki mały ukłon w stronę zadomawiania się.
Rudolfinum |
Pierwszego wieczoru zobaczyliśmy słynny Tańczący Dom po raz pierwszy |
Nabrzeże |
Koniec narzekania. Teraz do rzeczy.
W Pradze już pierwszego popołudnia wyruszyliśmy w miasto. To miasto żyje nocą. Przez cały pobyt miałam niedosyt nocnego zwiedzania. Stąd chyba wzięło się nasze mieszkanie w centrum Rzymu-by nic z nocnego życia nas nie ominęło. W każdym razie w Pradze na Rynku pod Orlojem wypiliśmy jednego z pierwszych Staropramenów. Zjedliśmy pyszną lekką kolację u Chlupatego Ducha, dokąd podczas pobytu próbowaliśmy jeszcze trafić, niestety błądziliśmy i kluczyliśmy po wąskich uliczkach nieskutecznie. Knajpka była magiczna, ze ścian spoglądały na nas mozaikowe duchy. Może nam się tylko przyśniła??
Tajemnicze schody w głąb Chlupatego Ducha |
Odbywająca się w tamten weekend Noc Muzeów w Pradze może i wywołała komplikacje komunikacyjne, ale dzięki organizatorom skorzystaliśmy z darmowego transportu wieczorem. Miałam okazję uczestniczyć w Nocy w Muzeum w Katowicach i później w Krakowie. Nie wiem co mnie ciągnie. Może klimat nocy, oświetlonych gmachów, bo nie te tłumy zwiedzających przecież... W każdym razie w Pradze zahaczyliśmy o jedną wystawę i pojechaliśmy z powrotem na Troję- zwiedziliśmy Trojski pałac nocą, a potem z racji tego, że mieszkaliśmy na Troi, spacerkiem dotarliśmy na kemping.
uwielbiam takie uliczki |
Rynek z Kościołem NMP nad Tynem |
Kościół Św. Mikołaja |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz