Wreszcie, dolecieliśmy!
Bezpiecznie i tylko godzinne opóźnienie, widać pilot ładnie się postarał. DZIĘ-KU-JE-MY:)
Szybciutko teraz złapać jakąś sieć i poinformować Valentina że będziemy później. No właśnie - Valentino-Człowiek zagadka, nasz gospodarz i dobry duch. Znałam go tylko z kontaktu e-mailowego, nomen omen bardzo miłego. Zawsze szybko i konkretnie odpowiadał na najdziwniejsze moje pytania. Wszyscy troje zaintrygowani jego osobą obstawialiśmy jak też może wyglądać. Padały typy łysego niskiego 40-50 latka.
Okazał się przesympatycznym cholernie gadatliwym włochem, jakiego żadne z nas się chyba nie spodziewało.
Oczekiwał nas przed drzwiami apartamentu, pewnie nasza podróż krajoznawcza autobusem i metrem z lotniska mu się dłużyła. I tak nasza zgrana ekipa ze mną znającą okolicę z Google Earth na pamięć dotarła na miejsce bardzo szybko. A miejsce.... cudowne. Apartament w samiusieńkim centrum Rzymu, bardziej w centrum się po prostu nie dało. Zabytkowa okolica, nawet na naszą uliczkę prowadziły romantyczne schodki ( brawo Miśku za dźwiganie kwiecistej walizy po tych schodkach). W kamienicy zaskoczenie - z zewnątrz stare ruchliwe ulice Wiecznego Miasta, a w środku cisza, spokój, urokliwe patio i co najważniejsze nowoczesna winda ( doceniamy zwłaszcza po czwartym piętrze bez windy w Brukseli ).
Kolejne miłe wrażenie to Apartament, mimo, że widziałam wcześniej zdjęcia na portalu w internecie, nie wiedziałam czego do końca się spodziewać. Długo zbierałam szczęki z podłogi. Full of wypas. Mieliśmy wszystko czego strudzeni całodziennym dreptaniem po mieście turyści mogą potrzebować, z komputerem podłączonym do internetu i własną plazemką z tysiącem włoskich kanałów na czele. Na metraż nie mogę narzekać, we trójkę przez 8 dni się tam nie pozabijaliśmy:) Valentino pomyślał o każdym detalu włącznie z kubeczkami plastikowymi do picia wina w plenerze ( prawdziwi Macho piją wino z gwinta dlatego oprócz eleganckich kieliszków do kolacji nie zużyliśmy kubeczków). Mam nadzieje że wybaczy nam odkrycie schowka na cukierki... No może jedynie doskwierał nam brak czajnika i ostrego noża, ale co tam, my prawdziwi podróżnicy damy radę gotować twardą wodę w garnkach których późniejsze czyszczenie to już osobna historia...
Wielkie Dzięki Valentino za cudowną gościnę!
|
Prawdziwi Macho nie wstydzą się walizek w kwiaty | | |
|
|
Przed drzwiami wejściowymi do kamienicy, z boku super wideo-domofon |
|
Wylot "naszej" Via Degli Ibernesi |
|
|
|
|
|
|
|
Mieszkanko | |