Wypakowani, wypachnieni, głodni wrażeń- w drogę!
Tytuł posta może być dwuznaczny, ale tym razem nie mam na myśli maratonu w sensie naszego biegania od zabytku-do zabytku, choć i taki miał czasem miejsce. 20 marca 2011 roku w Rzymie odbywał się prawdziwy maraton. 4o kilometrów do pokonania, tysiące uczestników, i to po ulicach Wiecznego Miasta. Jestem pełna podziwu organizacji. Nie wspominając o podziwie dla maratończyków! Mimo że miasto było poprzecinane trasami dla biegaczy zorganizowano sprytne przejścia dla tubylców i turystów. Nad wszystkim czuwali mili organizatorzy i policjanci. Byliśmy w mieście już blisko zakończenia imprezy, więc wszędzie było gwarno ( chyba bardziej gwarno niż zwykle), radośnie, czuć było radość uczestników biegu. Pod Pomnikiem Wiktora Emanuela odbywała się impreza, którą oczywiście musieliśmy podpatrzeć z bliska. Wieczorem zaobserwowaliśmy akcję "śmieć"- sprzątanie ton butelek wody, barierek szło niezwykle sprawnie i szybko. Drugiego dnia po maratonie jedynym śladem byli dumni maratończycy noszący logo sponsorów i gdzieniegdzie medal uczestnika.
|
Niektórzy już po biegu |
|
Niektórzy wciąż walczą |
|
koncert pod "Wiktorem Emanuelem" |
|
Na pozór chaotyczna, ale świetnie zorganizowana akcja przejścia przez ulicę |
|
|
Polski akcent. Miło było usłyszeć znajome zagrzewanie do walki |
|
|
Maratonem był zupełnie niewzruszony Gladiator... |
|
... Hinduska piękność... |
|
|
... Znudzeni turyści na obiedzie... |
|
|
... Paparazzi... |
|
... I włoska Mafia... .:) |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz